Co mogę powiedzieć? Szkołę wspominam bardzo miło. Nasza klasa należała do tych grzeczniejszych, więc ciężko sobie coś przypomnieć, bo przecież najbardziej w pamięci zostają te chwile słabości.
Wychowawczynią była prof. Barbara Walawender (później Samborska). Szkoła uchodziła za typowo męską ,więc moja klasa była ewenementem, gdyż w jej skład wchodziły, aż cztery dziewczyny, z czego niestety tylko trzy dotrwały do matury.
Maturę pamiętam dobrze. Był wtedy wyjątkowo ciepły maj i ten zamach na papieża-wszyscy byli wtedy bardziej tym przejęci niż maturą. I w końcu każdy po maturze czuł się dorosłym człowiekiem.
Tak jak już wspominałem nasza klasa należała do tych grzeczniejszych , więc wszyscy byli w wielkim szoku, gdy okazało się, że raz na pierwszy dzień wiosny cała wzorowa klasa „F” uciekła ze szkoły. Potem musieliśmy wszyscy iść przepraszać pana dyrektora. Sam był w szoku . Stwierdził wtedy ,że w całej swojej długiej pracy taki przypadek mu się nie zdarzył.(śmiech)
Wy teraz narzekacie, że macie dużo nauki, a myśmy w sobotę dodatkowo do popołudnia siedzieli jeszcze na warsztatach. Najbardziej z nich lubiłem kuźnie. Zawsze na tych zajęciach było wesoło. Teraz z tego co wiem takich warsztatów już nie ma.
Lubiłem bardzo zajęcia z elektrotechniki , na których prof. Roman Gacek potrafił nie dekoncentrując klasy wsunąć między wiersze lekcji jakąś wesołą opowiastkę. Lekcja wydawała się wtedy przyjemniejsza i łatwiejsza . Przeciwieństwem tego były zajęcia j. polskiego z prof. Stanisławem Pelcem. Był to nauczyciel starszej daty. Miał ciekawą tendencje ,otóż potrafił na lekcji opowiedzieć kawał, a gdy w klasie zrobił się troszkę większy szum od razu zaczynała się odpytka z materiału. W momencie w klasie robiło się cicho jak makiem zasiał.(śmiech)
Basenu nie mieliśmy. Pamiętam taki jeden ciepły dzień kiedy właśnie wyładowywaliśmy pod niego żwir. Śmialiśmy się wtedy, że zamiast nas uczyć na elektryków to szkolą nas na robotników-budowlańców.
Najgorsze były jednak dojazdy. Nie dość ,że autobusy były całe przepełnione to jeszcze było mało kursów. Dostanie się czasami do Turaszówki graniczyło z cudem. Bywało tak ,że kierowcy nawet specjalnie widząc naszą grupę biegnącą w stronę przystanku odjeżdżali, a następny autobus był dopiero za godzinę.
Szkoła wyglądał zupełnie inaczej niż teraz i panował w niej inny klimat . Jedyne co mnie teraz smuci, a zarazem bawi to fakt, że człowiek potrafi przejść obojętnie koło kogoś kogo znał 4 lata. Dlaczego? Nie dość ,że to było dawno, to jeszcze ludzie się zmieniają , no może troszeczkę starzeją i ciężko kogokolwiek poznać(śmiech).
Paweł Kandefer rocznik 81
Opracowała: Martyna K.