Redakcja Elektrogazety miała przyjemność przeprowadzić wywiad z Panem dyrektorem Markiem Kubitem. Przeczytajcie wywiad, a dowiecie się o wspomnieniach szkolnych, pasjach i marzeniach Pana dyrektora.
Redakcja:Czy od zawsze wiązał Pan plany ze szkolnictwem?
Pan Dyrektor:Nie.
R:To jakie miał Pan plany?
PD:Kiedy skończyłem studia zastanawiałem się nad pracą inżyniera, bo mam wykształcenie techniczne. Znaleźć pracę dla inżyniera w Krośnie w tym okresie było bardzo trudno. W mojej macierzystej szkole- Zespole Szkół Elektrycznych szukano nauczyciela przedmiotów zawodowych. Stąd ta decyzja. Traktowałem to jako przygodę i wyzwanie, nie wiążąc planów ze szkolnictwem.
R:Czyli tutaj chodził Pan do szkoły?
PD:Tak, do klasy technikum elektrotechnicznego.
R:Czy mógłby Pan dokończyć zdanie: „Mam marzenie by…”?
PD:Ciężko powiedzieć, o czym marzę… <śmiech> Bardzo lubię przyrodę, marzę o możliwości spędzania czasu w pięknych miejscach. Dla mnie piękne miejsca to piękna przyroda, bądź też zachwycająca architektura. Chciałbym spędzać czas w miejscach, które mnie zachwycają.
R:Jakie było Pana największe wyzwanie podczas kadencji dyrektora?
PD:To pytanie jest może za wcześnie postawione, bo to dopiero półtora roku. Jakie największe wyzwanie? Duża szkoła, więc duże wyzwania. Największe?… Utrzymać tę opinię o szkole, którą pozostawili poprzedni dyrektorzy i wysoki poziom edukacji, który zależy od bardzo wielu czynników. Ten rok był bardzo udany, ponieważ wielkim sukcesem było zajęcie pierwszego miejsca w województwie w rankingu „Perspektywy”. Nasze technikum zajęło pierwsze miejsce w województwie podkarpackim, a 10. w Polsce. Wspaniały sukces, ale i duża odpowiedzialność na przyszłość.
R:A co Pana irytuje w zawodzie nauczyciela?
PD:To, że coraz trudniej można znaleźć „normalność”, o którą kiedyś było łatwiej. Mówię tutaj o normalności relacji między dziećmi a rodzicami, o takich sytuacjach, gdzie my- nauczyciele i Pani pedagog spotykamy się z sytuacjami, które nas szokują. Życie codzienne stawia przed nami wyzwania, które ciężko nam realizować, ciężko naprawiać zepsute relacje między dziećmi a rodzicami, trudno jest również uświadomić uczniom poczucie odpowiedzialności za siebie i za naukę, ktróa stworzy im większe możliwości w przyszłości. Takie sytuacje nas nauczycieli niepokoją. Oczekiwania rodziców i dzieci co do szkoły i świata bardzo się zmieniły. Wyznaje się teraz zasadę „jak najmniej od siebie dawać i jak najwięcej brać”. To sytuacje, które mnie niepokoją i irytują.
R:A co, tak właściwie, kryje się pod rolą dyrektora tak wielkiej szkoły?
PD:Kierowanie taką olbrzymią szkołą pociąga za sobą wiele różnorodnych zadań, takich jak radzenie sobie z brakami finansowymi, z potrzebami, z techniką, która tak szybko się rozwija. To również zapewnieni odpowiedniego standardu pracy oraz profesjonalnego wyposażenia klasopracowni, szczególnie w klasach te cynicznych. Praca dyrektora to także współpraca z nauczycielami, pracownikami i uczniami. No pewno trudno wszystko wymienić. To mówiąc tak ogólnie.
R:Jak już wiemy chodził Pan tutaj do szkoły. Czy dużo się od tamtego czasu?
PD:Bardzo dużo. Niemożliwe, żebyśmy zatrzymali pewne procesy. Chociażby to, że ta szkoła była miejscem, do której uczęszczali przede wszystkim chłopcy. Wiele się zmieniło, bo zmieniły się czasy, które narzuciły nowe standardy. Co pozostało? Dobre imię o szkole. Miło jest, gdy rozmawia się z rodzicami obecnych uczniów, gdy mówią, że oni też tutaj kiedyś chodzili. Jest to okazja do tego, żeby porównać jak było kiedyś, a jak jest teraz. Spotkania te łączą dwa przedziały czasowe. Mamy możliwość rozmawiania z osobami, które kończyły tę szkołę w latach 60. Możemy pokazać im, jak w tej chwili wygląda szkoła. Cieszą się, że mogą ją zwiedzać, ale też mówią, że to było inne miejsce, wiele się zmieniło. Są to osoby, które pamiętają czasy warsztatów, kiedy nauka było bardziej praktyczna. Napawa dumą i radością, że osoby, które kończyły naukę w tej szkole z chęcią do niej powracają. To połączenie czasów młodości z teraźniejszością.
R:A czy był Pan wagarowiczem?
PD:<śmiech> Akurat nie. To były czasy, kiedy wymagano od nas dużo więcej. Byliśmy wtedy odpowiedzialni za swój czas, który musieliśmy dobrze wykorzystywać. Mieliśmy również zobowiązania wobec rodziców, nie chcieliśmy, aby ich troska po naszą przyszłość poszła na marne. To były trudniejsze czasy. Staraliśmy się dobrze wywiązywać z roli dzieci i uczniów.
R:Kujon czy imprezowicz? Do jakiego typu było Panu bliżej?
PD:Po środku może? No pewno nie kujon, na pewno nie imprezowicz. Tak, tak bym to ujął.
R:Czy miał Pan w szkole jakiegoś specyficznego nauczyciela, którego najbardziej Pan zapamiętał?
PD:Musiałbym wymienić dwóch takich nauczycieli, a mianowicie pana Janusza Krywulta, który uczył nas elektrotechniki. Był bardzo wymagający. Nigdy nie zapomnę jego bezproblemowego utrzymywania dyscypliny na lekcjach. Od razu na pierwszych zajęciach przedstawił nam na jakich zasadach będzie utrzymywać się nasza współpraca, na które składały się dwa punkty: „1. Nauczyciel ma zawsze rację. 2. Jeśli nauczyciel nie ma racji, patrz punkt pierwszy”. Te dwa punkty były bardzo rygorystycznie postrzegane przez Pana Profesora. To doświadczenie nauczyło nas wszystkich systematyczności i pracowitości. Byliśmy rozliczani z najmniejszych drobiazgów. Można było dostać ocenę niedostateczną za niepodkreślenie tematu, czy za wykonanie nierównego kółeczka przy numerze w zeszycie.Zeszyt wyglądał tak jak księga przepisywana przez mnichów. Ta konsekwencja nauczyciela była dla nas wzorem. Nie mogliśmy niczego pominąć, ponieważ byliśmy rozliczani z każdego najdrobniejszego zadania. Nie była to czysta dyscyplina, ale też wiążące się z nią zasady. Przykładowo dyżurny musiał w odpowiedni sposób przygotować tablicę. Była to cała ceremonia płukania gąbek, wykręcania szmatek i czyszczenia żyletką delikatnych zarysowań na tablicy. Drugim specyficznym nauczycielem był Pan Andrzej Lorenc. Zapamiętaliśmy go, jako osobę, która dała nam do zrozumienia, że to my odpowiadamy w dużej mierze, za wypełnianie naszych obowiązków szkolnych. To była osoba, która zaczęła do nas mówić, co było rzadkie w tych czasach, „panowie”, skąd też wielu nauczycieli w tej chwili używa zwrotu „panowie” czy „panie”. W moich czasach to było takie nowum i także odbieraliśmy to pozytywnie. Pan dyrektor Andrzej Lorenc był bardzo otwarty na dialog. To była rzadka, jak na owe czasy, sytuacja. Mieliśmy swobodę, ale i z tej swobody byliśmy w pewnie sposób rozliczani. Także dało nam to do myślenia. Porównanie tych dwóch sytuacji- tych dwóch nauczycieli było dla mnie ważne, ponieważ po studiach, gdy sam, jako nauczyciel, stanąłem przed tablicą mogłam z nich czerpać inspiracje. Z obu przykładów czerpałem doświadczenie. One się ładnie uzupełniły.
R:Co Pan lubi robić najbardziej w wolnym czasie? Czy ma Pan jakieś szczególne zainteresowania?
PD:Z czasem wolnym jest problem. <śmiech> Wróciłem do starych przyjemności, mianowicie do jazdy konnej. Staram się tak wykorzystywać czas, aby zadbać o zdrowie. Lubię uprawiać sporty. Marzę o tym, żeby pojeździć na nartach, ale w tym momencie nie ma takich szans.
R:Czy ma Pan swoje jakieś motto życiowe, którym mógłbym się Pan z nami podzielić?
PD:Bocheński powiedział: „Żyj dla swojego dzieła”. To jest coś, co mnie właśnie mobilizuje. Życie stawia przed nami różne zadania, a ja staram się je jak najlepiej wypełnić, zwłaszcza z myślą o tych, którzy z mojej pracy czerpią inspiracje. Myślę, że powinniśmy działaś na miarę swoich sił i swoich możliwości.
R:Teraz ostatnie pytanie: Czy zmieniłby Pan coś w naszej szkole?
PD:Jeżeli znam wszystkie obwarowania związane z prowadzeniem szkoły, to zdaję sobie sprawę, jakie mam możliwości. Jeśli komuś innemu zadamy to pytanie, to na pewno wymieniłby długą listę. Musiałbym zapomnieć o tych realnych możliwościach, żeby odpowiedzieć pięknie na to pytanie. Szkoła, bez względu czy chcemy czy nie, zmienia się i będzie się mieniała, oby tylko w dobrym kierunku. Mówię tutaj ogólnie o szkole, nie tylko o naszej. Co ja bym chciał zmienić? Życzyłbym sobie, aby szkoła była estetycznych miejscem, takim, w którym ludzie będą się dobrze czuli, wzajemnie szanowali i wspierali. Wszyscy tutaj nabieramy nowych doświadczeń, uczymy się nowych relacji i próbujemy sprostać nowym wyzwaniom. Jeśli szkoła ma się zmieniać, to niech to będą takie zmiany, które dadzą korzyści całej społeczności szkolnej.
R:Dobrze. Dziękujemy Panu bardzo za wywiad.
PD:Proszę bardzo, dziękuję również.