1/13/2018

Głupota boli

Wyobraź sobie królestwo. Wyobraź sobie, że leży otoczone zewsząd borem, gdzieś za tym borem są góry, a za górami kolejne królestwo. Wyobraź sobie rzekę. Krzywą w swej naturze, płynącą pośród tego boru, a obok rzeki biegnący traktat. Cichy na ogół, bez śladów ludzkich stóp. Ptak usiadł na gałęzi i przygląda ci się.
Wczułeś się we mnie? Więc tak. Siedzę w cieniu bukowiny, popijając napar z manierki, a ten ptak to słowik. O, odleciał… W każdym razie, skąd się tu wziąłem? To zbyt długa historia. Dokąd zmierzam? Już od dawna kroczę tam, gdzie los poniesie.
Książki tu nie zmieszczę, więc pominę ten jakże lubiany wstęp, o tym jaki ten kraj jest piękny w swej brzydocie. Słyszałem już takie, gdzie autor potrafił tylko narzekać, na to jak to mu źle na tym padole.
Wstaję więc, głaszczę siwą brodę, jednocześnie wkładając pojemnik z napitkiem do torby, przewieszonej poprzez ramię. Chwytając laskę podróżną udaję się w dalszą tułaczkę, szukać wiatru w polu.
A kim jestem? Jestem człowiekiem, chociaż nie zwykłym, lecz i od tego stroniącym. Tę historię chyba opowiem, żeby nie zapomnieć już całkiem, jak to się stało i dzieje się wciąż, na tym światku niewielkim, w którym istnieć mi przyszło.
Jeżeli zacząć od początku to było to dawno, zbyt daleko już to dla mojej pamięci, by wybierać spośród czegoś więcej niż obrazy, a była to bodajże mała wioska, gdzieś w górach, za widnokręgiem? Prosta w swej budowie. Domy porozrzucane jak żołędzie pod dębem, bez ładu, prawie że jeden na drugim, a gdzie indziej obchodzące się szeroko jakoby koty.
Tam grupę kóz pasą, tam owcę strzygą, a rzeźnika to tylko siekierę widać wystającą za kurtyny. Pamiętam przyjaciół, ale tylko pamiętam. Nie wiem już o nich nic. Pozostały już tylko ich piętna, które i z czasem utracę.
Jak człowiek żyje już ponad tysiąc cykli to odechciewa się pamiętać cokolwiek. Żyje się dniem. Chwilą. Sekundą, a zaraz potem znika ona gdzieś w worze zabranym przez czas.
To było bluźnierstwo. Gwałt na mojej wolności, odebrano mi duszę, zamknięto w tym ciele po wieczność, a i wieczność przeżyję, czas jest mi młodszy.
Początkowo, wydawało się, że to dar. Mogący podarować wszystkie doświadczenia w jednym skromnym opakowaniu. Ale co dalej? Co z rodziną, która przemija? Co z kochanką, która zależna jest od minut, a nić jej życia z każdą marnieje. Co będzie jak posiądziesz już wszelką wiedzę, zostaniesz powieszony za czary, spalony na stosie, zrzucony z klifu, utopiony w morzu?
Co będzie jak skończy się świat? Czy będę dryfował przez wieczność w pustce, nie mogąc złożyć kości w mogile?
Czy znajdę sposób, by chociaż zasnąć i pozwolić przeminąć kolejnej wieczności? Nie mogę upadać, mogę tylko iść na przód. Moje serce przestało bić dla tej ziemi tak dawno, jak dawno osiągnąłem wszystko, co mogłem osiągnąć. Aż umrzeć się chce, kolejnym Midasem się stałem, ale nie mogę się dotknąć i ukrócić swe męki zmieniając w posąg.
Porównać to można do ścieżki. Ścieżka ma swój początek i koniec, a ja przeszedłem koniec, tylko nie chcą do raju wpuścić, ponieważ żywy. Kończmy to już, jednym zdaniem, ponieważ to co widziałem, to co słyszałem, nie pomieszczą wszystkie księgi świata. Powiem tylko: „Byłem ślepy. Przez tę samą opaskę, którą nosisz ty na oczach”.


Jacek Wojnarowski