…słyszymy w jednej z piosenek zespołu Dżem. To racja nasze życie składa się z chwil - z tych dobrych i nierzadko trudnych, bolesnych. W Piśmie Świętym jest zapisane takie zdanie: „Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem” (Koh 3, 1). Jubileusz to okazja, aby powyższe fragmenty tekstów przywołać. Co też uczyniłem, gdyż piękną jest chwila wspomnień, wdzięczności oraz radości z tytułu przeżywanej rocznicy zacnej Szkoły. Natomiast być kustoszami wspomnień (bo jakże inaczej określić Tych, którzy podjęli się trudu redakcji publikacji jubileuszowej) to zadanie tyle samo chlubne, co i mozolne, czasochłonne. Ale cóż: przyszedł ten właściwy czas, to zakasali rękawy i … powstała ciekawa, wzruszająca Księga o Szkole, którą ukończyłem w niezwykłym roku 2000 (zresztą wtedy też Jubileuszowym - 2000 lat chrześcijaństwa).
Jak większości absolwentów szkół podstawowych, tak i mnie, szkołę średnią wskazali rodzice. Oczywiście mogłem sobie wybrać sam, ale ile dzieci po podstawówce ma do końca ukształtowany pogląd, kim chce być? Tzn. mnie w tamtym czasie głównie interesowało lotnictwo (co mi pozostało do dzisiaj), ale w Krośnie nie było jeszcze szkoły o takim profilu. Więc za namową, głównie taty, znalazłem się w Technikum Elektronicznym w Turaszówce, ale to przecież też Krosno.
Szedłem do szkoły jako do miejsca, w pewnym sensie, znanego mi. To się może wydawać dziwne, ale miałem wyrobiony obraz mojej nowej szkoły, jako placówki przyjaznej, a nawet wesołej. Takiego przekonania nabrałem słuchając wspomnień taty, absolwenta tej szkoły, z „pierwszego rzutu” techników, z maturą w 1966 r. Słyszałem o woźnym, który przed lekcjami, na swojej portierni, śpiewał Godzinki. Znałem ze słyszenia, po ksywkach jakichś profesorów: Mikołaja, Mruczka, Tiacha… Znałem ich jako postacie sympatyczne. Niestety, w latach mojej nauki, już ich nie spotkałem. O tym, że z tego „pierwszego rzutu” przez okres 5 lat nauki „wykruszono” 16 osób, dowiedziałem się wiele lat później. Nie chciano mnie straszyć…
Być może spytacie Państwo: kiedy ja i moi koledzy rozpoczęliśmy naukę? Było to 1 września 1995. Pamiętam jak dziś, a mam podobno dobrą pamięć! Rozpoczęliśmy tradycyjnie Mszą św. w tymczasowej kaplicy parafialnej w Turaszówce (kościół był wtedy jeszcze nie ukończony), której przewodniczył ówczesny Proboszcz parafii ks. Prałat Julian Bieleń. Taka dawka łaski Bożej przed kolejnym rokiem „kucia” (dla nas pierwszym wtedy w klasie 1 cT) była wszystkim potrzebna! Później inauguracja w tzw. Sali Marmurowej i …szara rzeczywistość, aż do czerwca?! I tak każdego roku? Nie nie! Nie było wcale szaro, raz po raz coś nas „elektryzowało” (jak to w elektryku), jakieś ważne wydarzenie i nie było raczej nudno! Miałem zaszczyt uczęszczać do klasy pięcioletniego technikum elektronicznego, której wychowawcą była Pani Profesor Jolanta Prętnik. Bardzo lubiana i ceniona przez nas.
Generalnie co mogę powiedzieć, a właściwie napisać? To, że lubiłem naukę, lubiłem wręcz „kuć”, co zapewne nie zawsze znajdowało zrozumienie i akceptację u niektórych kolegów, ale co tam - kochałem książki, podręczniki i tak zostało mi do dziś! W latach nauki w Technikum starałem na co dzień stosować benedyktyńską zasadę ora et labora (łac. módl się i pracuj), zatem samo chodzenie do Szkoły… było dla mnie przyjemne… Dlaczego? To proste: sześć, czy siedem lekcji to była dla mnie prawdziwa przyjemność uczenia się!
Nie mogę tutaj nie wspomnieć (obok wielu innych cudownych pedagogów) Państwa Profesorów Wandę i Stanisława Salachów. To kompetentni i wrażliwi ludzie (obecnie już na emeryturze), którzy tak na zajęciach, jak i w innych sytuacjach szkolnych i pozaszkolnych byli (i są) dla mnie prawdziwymi autorytetami. Dzięki dostrzeżeniu przez nich moich efektów naukowych, a następnie ich zaangażowaniu w roku szkolnym 1999/2000 mogłem najpierw osobiście odebrać, a później korzystać z rocznej nagrody Stypendium Prezesa Rady Ministrów. Pani Profesor Wanda, oprócz wykładów z miernictwa, była cenionym pedagogiem szkolnych, zaś Pan Stanisław obok bardzo interesującego nauczania (przede wszystkim historii) opiekował się szkolnym samorządem (do dziś mu tej „fuchy” nie zazdroszczę…). Pasję i zamiłowanie do języka ojczystego wyrabiała w nas z wielkim zaangażowaniem Pani Profesor Barbara Kurowska. Dziś jeszcze bardziej doceniam i dziękuję za Jej poświęcenie w krzewieniu naszej narodowej kultury i literatury. Pan Maciej Słowik (Profesor od fizyki), jak nikt inny potrafił z pasją przekazywać nam tajniki optyki, mechaniki, czy zjawisk elektrycznych. Byli i inni, wspaniali Pedagodzy, ale o nich, to już wspomnę przy okazji kolejnego Jubileuszu …
Co do modlitwy? Wielką zasługę w uczeniu rozmowy z Panem Bogiem miał nieodżałowany katecheta m.in. naszej klasy w latach (1996-1998) Pan Paweł Baczyński. Był to zawsze bardzo dobrze przygotowany do zajęć nauczyciel wiary i modlitwy. Był katechetą świeckim, ale jak niejeden kapłan potrafił zaszczepiać w naszej, niełatwej zresztą, klasie zapał ewangeliczny i wiedzę teologiczną. Wieczne odpoczywanie racz Mu dać Panie…
Matura w maju 2000r. była dla mnie stresująca, jak dla każdego, ale to był w sumie piękny czas. Na maturze z języka polskiego dane mi było wylosować stolik nr 1 (pisaliśmy na Sali marmurowej przy basenie). Nigdy nie ściągałem, ani nawet po prostu nie umiałem tego robić, dlatego koledzy śmiali się, że dobrze się stało, iż to mnie przypadł stolik najbliżej komisji… Z wiadomych względów oni woleli być nieco dalej;)
Jak każde środowisko, także i szkoła wiąże ludzi na całe życie. Również ja, przez cały czas mam kontakt z naszą wychowawczynią wspomnianą Panią Jolantą Prętnik Z racji mojej drogi życiowej, często spotykam się z ostatnim naszym katechetą Ks. dr Waldemarem Janigą. Dzisiaj to jest, mówiąc po świecku, ważna figura w Kurii Przemyskiej, w szeptanej informacji, wcześniej czy później biskup. Utrzymuję również kontakt z kolegami. Niektórym udzielałem ślubów, jak np.: Pawłowi, Bartkowi i innym. Czekam na zaproszenie od pozostałych jeszcze kawalerów… Oczywiście posługa gratis. Zapraszam ich na ogniska. Wcześniej przychodzili sami, potem z dziewczynami, a teraz z żonami. Właśnie, teraz to coraz większy kłopot z dograniem terminu spotkania. Mnie się trudniej wyrwać z parafii odległej 70 km od domu. A oni, albo praca po godzinach, delegacje, albo dzieci chore itd.
Na zakończenie przypomnę, bo my uczniowie tej szkoły po prostu opatrzyliśmy się. Ale jak się zastanowić to ile szkół w okolicy ma pełnowymiarowy stadion, basen „od wieków” na wyciągnięcie ręki, warsztaty itd., itd. No i atmosfera, właśnie to ważne. Nawet kujoni, podobno byłem kujonem, mieli takie same prawa, te nasze koleżeńskie, jak nie kujoni. Przecież piszę tak jak było, bo niby po co i komu miałbym się dzisiaj „podkładać”.
Tak się składa, że w tym roku przeżywam dziesiątą rocznicę święceń, więc Jubileusz Szkoły, której jestem absolwentem jest takim szczególnie głębokim, podwójnym świętem osobistym. Zatem: pozdrawiam i… zapraszam do Sanktuarium Maryjnego Hyżne k. Dynowa, gdzie od 2013r. jestem wikariuszem. Zresztą w przyszłości, gdziekolwiek pośle mnie Pan Jezus – i tam zapraszam czytających te słowa już teraz… Szczęść Boże!
ks. Grzegorz Jakubik- rocznik 2000